Aktualności

01.08.2025

Artificialice jest takim tworem, z którym mogę zrobić wszystko

Artificialice
31.08 / g.18.00 / Ogródek kawiarni Żak

Bilety: 35 zł - ulgowe, 45 zł - zniżka na Kartę do Kultury, 60  zł - bez zniżek. 

Bilety ulgowe można kupować w kasie Klubu, bez zniżek w kasie Klubu i w naszym sklepie internetowym TUTAJ

 

Jarosław Kowal: Niedawno minęły trzy lata od premiery „Prisoners of Expectations”, pierwszego albumu Artificialice. Kiedy ostatnio słuchałaś go w całości i jakie wywołał w tobie emocje?
Alicja Sobstyl: Mogę nawet podać dokładną datę – 24 maja tego roku. To był poniekąd melancholijny odsłuch, bo zaledwie kilka dni wcześniej, 5 maja, „Prisoners of Expectations” obchodził trzecie urodziny. Emocje towarzyszące słuchaniu tych utwór określiłabym jako mieszankę dumy, wdzięczności, radości ze smutkiem i lekkiego rozczarowania, że to już trzy lata. Ale czuję też ekscytację przed tym, co nowe.

 

Nadal jesteś zadowolona z rezultatu czy nachodzą cię myśli, że coś można było zrobić inaczej?

Jestem nawet bardzo zadowolona z rezultatu. Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale za każdym razem kiedy wracam – czy wracamy razem – do naszej muzyki, czuję zaskoczenie tym, jak dobrze nam to wyszło. Uważam, że to kawał dobrej, kreatywnej roboty, a cały proces twórczy związany z tym albumem jest dla mnie jednym z tych wspomnień, jakie przynależą do szufladki „momenty, które zapamiętam na całe życie”.

 

Coś cię rozczarowało nie tyle w sferze muzycznej, co w sferze oczekiwań? „Prisoners of Expectations” doczekał wprawdzie kilku wyróżnień i pozytywnych recenzji, ale mam wrażenie, że drzemie w nim większy potencjał, a blokadą być może jest charakter rodzimej branży muzycznej – dość hermetyczny.
Ciężko jest mi to ocenić. Dla mnie to były ogromne wyróżnienia i w mojej głowie przedstawiały się raczej jako osiągnięcia, których nawet nie oczekiwałam. Dzisiaj myślę sobie, że potencjał był i nadal jest duży, że nadajemy się na duże sceny w Polsce i poza jej granicami, ale przychodzi taki moment, w którym samozarządzający się zespół dochodzi do „ściany”. Potrzeba współpracy z doświadczoną osobą, która miałaby narzędzia, kontakty i zasoby do poszerzenia właśnie tej pozamuzycznej działalności. To szczególnie ważne, kiedy członkowie zespołu tak prężnie działają również poza nim, a u nas każdy gra w kilku innych projektach.


Muzyka Artificialice chociaż ma popowy sznyt, daleka jest od popowego banału, ale czy istnieje coś takiego, jak muzyka „zbyt trudna”, jak często próbują przekonywać niektóre media, lansując infantylne piosenki? Kiedyś przecież i opera, i jazz uchodziły za muzykę dla ludu, więc można domniemać, że mit „prostej muzyki dla prostego człowieka” jest fałszywy.
Moim zdaniem nie ma czegoś takiego jak „zbyt trudna” muzyka, ale istnieje coś takiego jak zła edukacja. Nie tylko ta w szkołach, ale również ta działająca w mniej oczywisty sposób – poprzez radio, telewizję albo majorowe wytwórnie, które kreują i promują nowe gwiazdy muzyki popularnej. Stąd się bierze ten problem.

Pierwotne pragnienie tworzenia muzyki na ogół bierze się z fascynacji muzyką kogoś innego. Kto wywołał je u ciebie?

Myślę, że istotną rolę odegrał mój tata i słuchane w domu płyt, na których dominowały brzmienia lat 80. Słuchałam między innymi Pink Floyd, Kate Bush, Petera Gabriela, Davida Bowiego czy Marillion. A jeśli chodzi o moje własne, wczesne odkrycia, to największy wpływ wywarła na mnie chyba Florence Welch z Florence + The Machine. No i później oczywiście Björk.


To, co robisz jako Artificialice wyraźnie różni się od tego, co robisz w zespole Klawo, ale czy odmienne są również sposoby, w jakie powstają utwory do tych dwóch zespołów, czy to mniej więcej ten sam proces?
W Klawo proces twórczy zaczyna się od tej osoby, która przynosi na próbę jakiś pomysł, a w Artificialice pierwszy impuls zazwyczaj wychodzi ode mnie. Wynika to z odmienności charakterów tych dwóch zespołów – braku lidera w Klawo i pełnienia przeze mnie takiej funkcji w Artificialice. Ale ma to wpływ wyłącznie na zainicjowanie całego tego procesu i wciągnięcie w jego tryby reszty ekipy. Bardzo ważną rolę w Artificialice odgrywa Krzysztof Hadrych [gitarzysta] – bez niego druga płyta w ogóle nie zaczęłaby powstawać. A zaraz później dołączyła do niego druga część „Świdrycha”, czyli Maciej Świniarski [elektronika i drugi głos]. Z tym duetem pracuję nad produkcją albumu, ale kreowanie form na żywo odbywa się już w pełnym składzie – z Alanem Kapołką [perkusistą], Tymkiem Bryndalem [basistą], Tomkiem Rafalskim [pianistą] i Michałem Janem Ciesielskim [saksofonistą]. Podziwiam każdego z nich. Ich indywidualizm i to, jak bardzo się od siebie różnią stanowi dla mnie o wyjątkowości tej muzyki. 

 

Zainteresowania muzyczne masz rozległe, bo było i studiowanie śpiewu operowego, i jazzowego, i gra na flecie poprzecznym, i gra na gitarze. Jest jeszcze jakaś sfera tego, co chciałbyś w muzyce robić, ale nie pasuje ani do Artificialice, ani do Klawa?
Chyba nie ma takiej, którą chciałabym robić, a nie mogłabym zaproponować na próbie. Artificialice jest dla mnie właśnie takim tworem, z którym mogę tak na prawdę zrobić wszystko, co tylko zechcę i myślę, że można to wręcz uznać za klucz tego projektu – eksperymentowanie z pierwiastkiem trochę szalonej zmienności, której na co dzień jest we mnie dużo. Czasami niektórym współpracującym ze mną osobom trudno jest to znieść – pozdrawiam Aksela Cetnera...

 

Obydwa zespoły chociaż pewne skojarzenia gatunkowe wywołują, nie działają w sposób konwencjonalny, mimo że studiowałaś na Akademii Muzycznej, co często kojarzy się z narzucaniem pewnych ograniczeń. Spotkałaś się w trakcie edukacji z gatekeepingiem czy dzisiaj nawet środowiska akademickie są bardziej otwarte?
Na szczęście nie. W szczególności w Gdańsku. To był bardzo inspirujący czas i poznałam masę wspaniałej i różnorodnej muzyki. Przyjazd tutaj był najlepszą decyzją w moim życiu.


Wykształcenie może przeszkadzać w działalności muzycznej? Ze dwadzieścia lat temu albo jeszcze dawniej wziąłem kilka lekcji gry na pianinie u świeżo upieczonej absolwentki Akademii Muzycznej i do dzisiaj pamiętam to subtelne rozgoryczenie w głosie, kiedy na pytanie o to, jakiej słucha muzyki odpowiedziała, że już żadnej nie chce się jej słuchać.
Strasznie przykro słyszeć tego typu historie. Nie znoszę klasycznej edukacji właśnie za to, że tak bardzo skupia się na perfekcyjnym wykonawstwie, że nie ma tam miejsca na zabawę i pielęgnowanie miłości i ciekawości do muzyki, a przecież to one przywiodły do szkół muzycznych większość dzieciaków. Oczywiście wiem, że istnieją wyjątki, ale państwowa edukacja muzyczna w Polsce przepełniona jest przemocą. A przynajmniej była, kiedy kończyłam swoją szkołę muzyczną i chwilę później zderzyłam się z historiami innych absolwentów z różnych stron Polski na studiach.


Sierpniowy koncert w Żaku będzie prapremierą nowego albumu Artificialice. Praca nad debiutem różniła się od pracy nad jego kontynuacją?
Oj tak. Materiał na pierwszą płytę powstawał w trakcie szalonego, szybkiego procesu, który został zwieńczony nagraniami podczas tygodniowego wyjazdu na wieś. Niektóre z osób biorących udział w tym przedsięwzięciu nie grały nawet ze sobą wcześniej. Wydaje mi się, że przynajmniej Alan i Krzysztof poznali się dosłownie na spotkaniu ze słynną prezentacją w power poincie. Praca nad drugą płytą... To był bardzo długi proces. Było wiele momentów zwątpienia. Chłopcy zaczęli w międzyczasie rozwijać swoje kariery, grać w innych zespołach, my z Klawo też wzięliśmy się za drugi album i skupiliśmy się na rozwijaniu zespołu od strony „zarządzająco-biznesowej”... I to wszystko jest wspaniałe, ale pochłaniało czas i spotykanie się w naszym gronie stawało się coraz trudniejsze, a motywacja wprost proporcjonalnie spadała. Ale jestem już w miejscu, gdzie akceptuję, że tyle to trwało. I trwa nadal, bo albumu oficjalnie przecież jeszcze nie ma.

No właśnie, rozmawiamy jeszcze przed upublicznieniem jakichkolwiek informacji na temat drugiego albumu, więc pozwolę sobie na banalne pytanie – jaki będzie jego tytuł i czy stoi za nim jakieś wspólne przesłanie, czy to zbiór różnych refleksji?
Tytułem niestety jeszcze nie mogę się podzielić, ale jest na tej płycie wiele o emocjach i relacjach. Czasami nawet poetycko, bo nad tekstami pracowałam z Michałem Kowalczysem [absolwentem Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku oraz studentem Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu].

Ponownie ważna będzie nie tylko warstwa muzyczna, ale też wizualna?
Tak, ale będzie zupełnie inaczej, bo i muzyka jest zupełnie inna.

To jakie masz oczekiwania co do tego albumu?
Żeby w końcu ujrzał światło dzienne [śmiech].